Komentarze: 3
Rzeczywiście nadszedl czas, kiedy to jeszcze dlugo przed zaśnięciem rozmyślam o moim marnym (?) życiu....Mam 19,5 roku (tak, specjalnie piszę to pól, bo dokladnie tyle mam!!!) i niczego teoretycznie nie osiągnęlam...jeszcze. Pocieszyciele albo naiwni ludzie mówią, że jeszcze mam czas.....Ja jednak czuję jak szybko on ucieka i brutalnie nie daje się dogonić...Tak więc mam 19,5 roku. Wybralam 5-letnią klasę- wykladówkę (w językowym LO), która jak się okazalo po 3 latach poza nauką języka prezentowala niski poziom. Zmienilam ją...ale "rok zerowy" i tak się liczy. W efekcie we wrześniu rozpoczę naukę w klasie maturalnej!!! Jak to strasznie brzmi!!! Pomijam jednocześnie fakt, że większość moich znajomych zdaje teraz na studia....
Ten rok minie w mgnieniu oka...Nie będę miala nawet czasu na to, by obejrzeć się za siebie...Po maturze chcialam wyjechać za granicę, bo już od dawna wydaje mi się, że w mym ojczystym kraju nie ma dla mnie miejsca- z resztą dla kogo jest??? Wyjazd planuję od kilku lat. Teraz gdy matura się zbliża stosunkowo szybkim krokiem i jednocześnie mój wyjazd..-mam coraz więcej obaw, oporów, lęków.....Nagle zaczynam sobie zdawać sprawę z tego, że nie jest to banalna decyzja, że to nie jest zwyczajne "hop siup trala la"!!! Gupie określenie, ale prawdziwe. Zaczynam odczuwać tęsknotę za domem (czyli tak na prawdę za Rodzicami <w szczególności moją Najwspanialszą MAMCIĄ> bratem, Babcią, Ciociami, kuzynami, wujkami.....koffanymi zwierzaczkami........) To uczucie mnie paraliżuje i odbiera mi resztki mojej i tak marnej odwagi. To poważdna i trudna decyzja. Wsiądę w autobus i od tego momentu będę zdana tylko i wylącznie na samą siebie. Język znam i mimo tego, iż nigdy nie mialam problemu z komunikowaniem się, to teraz wiem, że balabym się wypowiedzieć nawet proste slowa.....A co będzie, gdy się zgubię, gdy nie będę wiedziala kiedy wysiąść, gdzie kupić bilet, albo gdzie odstawić wózek w supermarkecie.....??? Co za idiotyczne problemy, banalne...a jednak istnieją!!! Wiem, że nie będę mogla trzymać się jak dziecko "Maminej spódniczki"- calkowicie sama i bezbronna w obcym świecie. Mamcia nie wierzy, że potrafilabym siąśc na lotnisku i rozplakać się z przerażenia, niewiedzy, niemocy i braku samodzielności.
Ale problemem jest nie tylko to, że martwię się o siebie....A co z moją Mamcią??? Czy jest do mnie tak samo przywiązana jak ja do Niej??? Jeśli tak, to znaczy, że będzie Jej tak samo ciężko jak mnie...nooo, może nieco latwiej, bo przecież nie będzie sama....-cala rodzina wokolo. A ja tam calkiem sama......Już wcale nie mam ochoty być ZOSIĄ SAMOSIĄ!! Ta bajka mnie już nie bawi.....Ale takie jest życie....To dobry start w przyszlość i muszę się pogodzić z myślą, że od niego zależy reszta mojego życia....Ale i tak się bardzo boję........
Moja Mamusia mówi zawsze, że jak powiesz, że nigdy czegoś nie zrobisz, to znaczy, że Bóg udowodni Ci, że jednak tak się stanie. Od lat zapieram się, że nigdy nie wyjdę za Polaka, że koniecznie musi to być obcokrajowiec....Ale na prawdę, nigdy nie mów nigdy. Już teraz staram się unikać tego slowa, bo wielokrotnie się przekonalam, że ten dziwny przesąd się sprawdza.